Tak jak obiecałem wpisuję tą wycieczkę w piątek, wczoraj jak wróciłem nie byłem w stanie nic zrobić :P Więc jak zawsze rano do Katowic, niestety tam czekał na mnie tylko Damian. Potem jak najszybciej się dało przez dolinę 3 stawów po OBI. Pod OBI zapoznałem się z Kamilem i Szamanem :P Następnie znowu przez dolinę i na Tychy. Trasa prawie cały czas w terenie :D i bez zbędnych przygód. W Pszczynie przerwa w Kauflandzie na maślankę i jakieś dziwne izotoniki co obkleiły mi ramę i bidon. Potem Goczałkowice i Zapora, cudowne miejsce chłodno, duszno i lekka mgła nad jeziorem. Zaliczyliśmy jeszcze park, zamek, i zagrodę żubrów. Droga powrotna także terenowa, ale inną drogą, Kobiór i Katowice. W centrum postanowiliśmy z Tomkiem, że pojedziemy po Marka i pojeździmy po WPKiW. Marek się zgodził i zrobiliśmy to co mieliśmy zrobić, czyli trosze poskakaliśmy i popracowaliśmy nad techniką. Potem do domu xD
Kilka fotek: Jedziemy...
Tu już terenowo :D
Zaskroniec odeskortowany zza drogę :p
Maślanka...
Na zaporze...
Nasze bajki...
Mamy dziada :P
Ładny zamek :)
Ten fotel jest super, nasz punkt nawigacyjny :p
Już w Katowicach.
4X też się sprawdzam xD
Tak się rozmazałem. Trasa DH w WPKiW :p
Ogłaszam tygodniową przerwą w rowerowaniu, bo w tym tempie bym się po prostu ZAJECHAŁ.
Wyruszyłem z myślą poznania nowych ścieżek leśnych w stronę Świerklańca. Niestety nie znalazłem tego co chciałem ale znalazłem się w Ożarowicach, czyli tam gdzie robią najlepsze parówki xD. Następnie do Mierzęcic również lasami tam uzupełniłem zapasy wody i powspominałem stare dobre czasy gdy za małego łebka robiłem pierwsze trasy rowerowe. Niestety trochę się tam zmieniło. Chciałem zobaczyć "małpi gaj" na, którym ćwiczyli żołnierze, a dzieciaki potem miały niezły plac zabaw. Niestety "małpi gaj" przestał istnieć.W przedszkolu do którego chodziłem zrobili hotel. Potem takim ostrym XC po lesie do Niwiska, nieźle się przy tym zmachałem, a rower nieźle dostał po dupsku. Wykończony tymi terenowymi trasami postanowiłem zjechać na asfalt. W tedy zaczęło się ostre kręcenie do Strzyżowic, gdzie tępo starałem się utrzymywać ok 29-34 km\h śr z 17km/h wzrosła na ok 23,5km/h. Chwilę przerwy zrobiłem w Przeczycach bo kończył mi się cukier i burczało mi w brzuchu. Kupiłem takie jakieś mało świeże bułki słodkie, zjadłem i pojechałem dalej. Potem nic ciekawego się nie działo. W Strzyżowicach spotkałem kolegę, a raczej dwóch. Ciągnąłem ich na kole spory kawałek, ale zachciało im się mnie wyprzedać. Ja nie chcąc być gorszy śmignąłem za nimi tyle że już nie było z górki a pod i przez jakieś 400m utrzymywałem tępo powyżej 40km/h:P niestety znów szybko skończył się cukier i następne 20km jakie przejechałem z jednym kolega bo drugi odpadł, nie były za wesołe bo było dużo podjazdów na które wdrapywałem się dość wolno. Malinowice, Strzyżowice i do domu. Rany jak się rozpisałem chyba najdłuższy mój wpis na BS :D
Teraz fotki:
Rogoźnik...
Na cholerę wycieli tyle drzew!!! :/
W lasku i tak ma być...
Tu bawiłem się w piaskownicy ;] Stare dobre czasy...
Plaża na Przeczycach...
Tama...
Tu też tama tyle że bez rowerowego akcentu :p
W czwartek szykuje się kolejna setka z ekipą, czyli znów pełno przygód i niespodzianek. Zapraszam w piątek bo w czwartek nie będę w stanie nic pisać:P
Wyruszyłem z domu o 8:10. Pod SCC spotkałem się z Markiem i Kacprem, następnie pojechaliśmy przez Katowice do Damiana. Potem przez dolinę 3 stawów pod obi gdzie czekał na nas Tomek. Droga do Oświęcimia była spokojna tylko ja trochę marudziłem,że nie wytrzymam dystansu, o dziwo trzymałem się bdb. W Oświęcimiu pomogła nam trochę informacja turystyczna gdzie dostaliśmy mapę i pojechaliśmy w stronę Wadowic. Droga do Wadowic obfitowała w niemiłe niespodzianki Marek zaliczył glebę i zdarł kolano, Damian zerwał gwinty w jarzemku od sztycy, a Kacper dowiedział się, że jego przedni hamulec trzyma się na kilku pojedynczych linkach. Zbudowane siodło "de lux" z butelki, gazety, drutu i siana nie zdało sprawdzianu, na szczęście marek załatwił śrubki i nakrętki. Po tym incydencie dojechaliśmy do Wadowic, po drodze piękny widok gór szczyty a na nich śnieg, oraz podjazdy dające nieźle po dupsku i po nogach. Drogi to tam maja gorsze niż w średniowieczu dziura na dziurze, dziurą pogania, każdy wjazd taka dziurę bolał coraz bardziej. W samych Wadowicach zjedliśmy po kremówce papieskiej zrobiliśmy kilka fotek i wyruszyliśmy w drogę powrotną przez Zator. Droga powrotna nie była już tak obfitująca w niespodzianki typu "psuje mi się rower", ale za to Kacper skarżył się na kolana, Damian na siodło a ja i Marek na obcierające nas gacie. Gdy dojechaliśmy do Oświęcimia zjedliśmy coś ciepłego i dalej w drogę niestety już było ciemno i zimno. Do Katowic dojechaliśmy przez Tychy. W samych Katowicach pierwszy odłączył się Tomek, pod rondem Damian, a ja Marek i Kacper pojechaliśmy pod SCC, gdzie się rozstaliśmy i pojechaliśmy każdy w swoją stronę. W domku byłem o 22:50 gdzie czekała mnie kolacyjka, kąpiel i rozebrane łóżeczko.
Kilka fotek:
Pod OBI...
Jedziemy :D
Oświęcim...
Krew... ała
Cud, że się nie urwało...
Tu się zaczęło...
Super lekkie siodło "lux".
Tu już z wersją "de lux".
Całkiem ekologiczne siodło...
W Wadowicach wcinamy mulące kremówki...
To też w Wadowicach...
Przed domem Karola Wojtyły...
Droga powrotna...
Coś ciepłego. W końcu!!!
Ciemno jak nie wiem co. Przed albo za Tychami.
Hasło dnia: "Pamiętaj, że mogłeś jechać na sianie" Postanowienia: Kupić lub zrobić mocne światło.
Po kolegę do Czeladzi, potem do Strzyżowic. Ze Strzyżowic odprowadziłem Czeladzi. Tempo spacerowe. Jutro będzie mega dystans. Nie wiem czemu ale moje XT coś szaleje i po wyregulowaniu przeskakuje co jakiś czas.